Wyznania osób, które doświadczyły procesu przeszczepu organów, rodzą pytanie o tożsamość
Osoba z przeszczepionym organem przeżywa doświadczenie ekstremalne: jest jednością i mnogością zarazem. nosi w sobie kogoś zmarłego, kto pozostaje przy życiu, zawdzięcza życie konkretnej i gwałtownej śmierci Innego
Wyzwania te przywołują powszechne pytania, dotyczące tożsamości — o relację tożsamości biologicznej i tożsamości podmiotu, o relację podmiotu do swego ciała, o status ontologiczny i prawny ciała ludzkiego we współczesnych społeczeństwach. Można powiedzieć, że takie doświadczenie wprowadza tożsamość nowego typu
Jest to przeżycie trudne do wyrażenia, na granicy tego, co możliwe do pomyślenia i do zakomunikowania w naszym świecie potocznego myślenia. Wielu twierdzi, że „trzeba to przeżyć, aby zrozumieć”.
Dotychczasowe refleksje dotyczące pacjenta po przeszczepie najczęściej poruszały problem wszczepienia organu, jednak „trzęsienie ziemi”, jak nazywają to pacjenci, zaczyna się dużo wcześniej. Poczucie zagubienia „ja” pojawia się na długo przed samą operacją – najpierw pacjent staje w obliczu zapowiadanej przez lekarzy rychłej śmierci. Pojawia się depersonalizacja powłoki cielesnej przed i po operacji.
Cierpienie związane z samą operacją, jak i późniejsza bolesna rekonwalescencja doprowadzają niektórych pacjentów do postrzegania siebie jako „kawałka mięsa”. Ciało poddawane pomiarom i wystawione na spojrzenia innych jest obiektywizowane, staje się obce osobie, z którą powinno stopić się w jedno.
Filozof Jean Luc Nancy po przeszczepie serca i płuc wspomina, że po operacji był calkiem zagubiony, nie rozpoznawal siebie, na nowo musiał się poznać.
Spowodowana przeszczepem obcość wobec samego siebie pojawia się także w psychice. Często podczas odzyskiwania świadomości po operacji pojawiają się napady szału lub majaczenia, które wprawiają w konsternację otoczenie pacjenta. Pojawia się problem z przeżywaniem czasu, gdy ktoś czuje się młody po tym, jak wszedł już w okres starości, gdy „posiada” organ w innym wieku.
Przeszczep jest wyzwaniem rzuconym tożsamości biologicznej i tożsamości psychologicznej, która opiera się na naszych potocznych koncepcjach tożsamości. Skoro tożsamość biologiczna jest definiowana jako szczególna jedność, odmienna od innych, wszczepienie obcego organu wymaga obniżenia bariery immunologicznej podmiotu, tak by intruz nie został odrzucony. W osobie po przeszczepie współistnieją dwa systemy immunologiczne – zastępuje się coś, co jest niezastępowalne, ryzykując odrzucenie intruza bądź samounicestwienie. Głęboko w nas pojawia się pomieszanie granic samego siebie i Innego.
Jednocześnie właściwe dla tożsamości biologicznej jest bycie całością różną od sumy jej części. Istnieje specyficzna jedność ciała, tak jak istnieje jedność osoby i jej ciała. W moralnych rozstrzygnięciach naszych społeczeństw osoba nie jest rozpatrywana jako suma części. Jej godność zakłada ideę całości, pewnej niepodzielności, która sugeruje jednolitą tożsamość, jedność niedyspozycyjną i nienaruszalną. A przecież przeszczepiony organ jest dodatkiem do tej jedności, a jego całkowita asymilacja nie jest możliwa. Pacjent nie może więc „zapomnieć”, nawet gdyby chciał, że nosi w sobie organ kogoś innego, do końca życia musi przyjmować leki i preparaty uniemożliwiające odrzucenie tego organu. Nie może również odciąć się całkowicie od niego, ryzykuje bowiem wewnętrzny konflikt uniemożliwiający dalsze życie.
Każdy z pacjentów musi zrekonstruować swój schemat cielesny po odbyciu żałoby po utraconym organie i po przyswojeniu sobie organu Innego. W celu odzyskania wewnętrznej spójności pacjenci tworzą, sobie różne interpretacje: mogą zanegować specyficzny charakter organu i uznać go za część wymienną, którą można dodać, nie zmieniając niczego w postrzeganiu siebie i swego schematu cielesnego.
Nieliczni pacjenci całkowicie przywłaszczają sobie organ przeszczepiony; uznając, że należy on do nich, a nie do Innego.
Ogromna większość wypracowuje stanowisko pośrednie, oparte na modelu adopcyjnym. Organ, podobnie jak dziecko, gdy rodzice biologiczni nie są jego opiekunami, należy i nie należy do swojego nowego „opiekuna”. adopcja ma charakter złożony – pacjent adoptuje organ i jest również przezeń adoptowany. Oswaja organ, wyczuwając go namacalnie; nadając mu imię. Organ, choć uznawany za jeden z wielu elementów cząstkowych, obdarzany jest szczególnym zaufaniem, niczym osoba, która nadal żyje, pozwalając jednocześnie przeżyć obdarowanemu.
Większość akceptuje to, że musi żyć z kimś innym w środku. Stanowią parę na dobre i na złe. Ta wyciszona dwoistość, która jest wynikiem intensywnych, wewnętrznych negocjacji, kieruje nas ku dekonstrukcji naszej koncepcji tożsamości podmiotu
niektórzy pacjenci umiejscawiają osobowość w mózgu, który nie może być obiektem przeszczepu, nie może być wymieniany, a więc dodanie organu nie zmienia niczego w spójności osoby. W przypadku innych pojawia się pytanie o tożsamość naszych organów – choć organy nie są podmiotem, to i tak podmiot nie może istnieć bez nich i są one nosicielami jego tożsamości.