Gdy siadamy przed telewizorem z pilotem w dłoni, mamy poczucie nieograniczonej władzy. Wybór należy przecież do nas, kanałów jest takie mnóstwo, że z pewnością znajdziemy coś dokładnie dla siebie, sami zdecydujemy, jak długo będziemy to oglądać, a niezadowolenie zamanifestujemy wyłączeniem telewizora. Gdy oglądamy wiadomości zakładamy obiektywność sprawozdawców i wierzymy, że samodzielnie formułujemy opinie na dany temat. Nie oszuka nas żadna reklama i nie wciągnie głupi serial. Jest to niestety tylko część prawdy. O pozorności naszej niezależności i władzy przekonujemy się w bardzo prozaicznych sytuacjach. Nie wierzymy w reklamy, ale gdy stoimy w supermarkecie przed półką z płynami do płukania tkanin, nie zawracamy sobie głowy porównywaniem składu chemicznego produktów, tylko myślimy, której firmy misiu był najbardziej puszysty i najmilej uśmiechnięty. To po ten produkt sięgniemy, bo w zasadzie – czemu nie? Nasze wiadomości są obiektywne tak długo, aż nie porównamy ich z informacjami koleżanki, która miała okazję obejrzeć je na innym kanale i na ten sam temat usłyszała coś zupełnie innego. Długo nie rozstrzygniemy, kto z nas ma rację, a raczej która stacja ma słuszniejsze poglądy. Media potrafią bardzo zgrabnie przejąć kontrolę nad naszą codziennością. Bo nawet ten głupi serial, który z nudy włączyłam przy kawie… Jak na złość odcinek skończył się w tak fascynującym i tajemniczym momencie, że – wyjątkowo i tylko raz – jutro znów go włączę, oczywiście tylko do zakończenia tego interesującego wątku…